50 dni - co się u mnie dzieje?

 Zgodnie z licznikiem, którego z jakiegoś powodu nie udało mi się wrzucić na bloga, do wyjazdu zostało mi tylko (aż?) 50 dni. Dopiero nabieram sił po wykańczających ostatnich tygodniach w szkole i próbuję pozałatwiać wszystko, co potrzebne przed wyjazdem. Temperatury ponad 30 stopni dają się jednak mocno we znaki, sprawiając że chce mi się jeszcze mniej niż zwykle.
Znalezione obrazy dla zapytania sweating like a pig actually gif

(mój blog może zawierać śladowe ilości gifów z kiczowatych seriali i komedii romantycznych. Żeby nie było, że nie ostrzegałam)


Pocieszeniem jest to, że niedługo wyjeżdżam wraz z częścią rodziny do Szwecji, więc tam temperatury być może będą bardziej znośne.


Wydaje mi się teraz, że mam mnóstwo czasu, jednak wiem, że bardzo szybko zleci i będę musiała zabrać się za pakowanie. Nieco ciężko jest jednak spakować się na 10 miesięcy, zabrać prawie cały swój dobytek i jeszcze zmieścić się w limicie wagowym. Host rodzina zalecała mi co prawda, żebym wzięła tylko najważniejsze rzeczy i kupiła resztę na miejscu, lecz znając mój sentymentalizm może to być ciężkie. Ostatnio na przykład byłam niezmiernie smutna, bo musiałam wyrzucić kompletnie zwiędniętego kaktusa, bo przecież "wiąże się z nim tyle wspomnień". Swoją drogą, jak dużym osiągnięciem jest zasuszenie kaktusa?
Ok, abstrahując od moich nieszczęsnych roślin - kilka tygodni temu dostałam swoją wizę, więc oficjalnie mogę jechać na wymianę! Nie było to aż tak stresujące jak myślałam, jednak podczas rozmowy z konsulem włączył mi się słowotok i na każde pytanie musiałam odpowiadać zbyt długo i entuzjastycznie i pani konsul musiała ucinać mnie w środku zdania mówiąc coś w stylu "ok, great, thanks" nie pozwalając mi dokończyć swoich kwiecistych wypowiedzi (może to nawet lepiej).

Niedługo będzie 4th of July, więc do mojej host mamy przyjeżdża jej syn wraz ze swoją żoną i trójką dzieci, dlatego umówiłyśmy się wtedy na rozmowę przez Skype. Jestem super podekscytowana ale również nieco przerażona. Ogólnie raczej słabo wychodzi mi "small talk" i boję się, że nie zrozumiem ich angielskiego ani oni mojego. Miejmy jednak nadzieję, że jakoś damy radę i pozwoli nam to nieco zbliżyć się do siebie nawzajem. 

Z innych ważnych spraw, to załatwiłam już sobie bilety lotnicze. Szkoła zaczyna się u mnie 19 sierpnia a lot mam 12. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć trochę czasu na ogarnięcie się i przygotowanie do szkoły. Chciałabym również choć trochę poznać swoją okolicę i móc skorzystać z jej uroków. Host mama powiedziała, że jej przyjaciółka ma stajnię i zaprasza mnie, żebym pojeździła razem z jej córką, więc jestem bardzo podekscytowana. Kiedyś regularnie trenowałam jazdę konną, ale z powodu problemów zdrowotnych i braku czasu musiałam przestać, więc cieszę się, że będę mogła do tego powrócić :)

Znalezione obrazy dla zapytania san luis obispo hiking

Hrabstwo San Luis Obispo cechuje się piękną przyrodą. Wyżej zdjęcie z jednego ze szlaków górskich a niżej ze szlaku rajdu konnego. Mam nadzieję, że uda mi się przeżyć coś podobnego :)

Podobny obraz



Cóż, narazie chyba nie mam nic więcej ciekawego do powiedzenia. Do zobaczenia i życzcie mi powodzenia w organizowaniu rzeczy do spakowania.

M.




Komentarze

  1. Też kiedyś udało mi się zasuszyć kaktusa, piątka! Trzymam kciuki za pakowanie i za to, żeby jeżdżenie na koniach wypaliło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też stresowałam sie przed pierwszą rozmową z hostami, ale nie było źle. Amerykanie są tak gadatliwi, ze na pewno będziecie mieli o czym rozmawiać. I nie stresuj sie, że czegoś nie zrozumiesz, bo to normalne i oni też na pewno zdają sobie z tego sprawe. Ja waliłam prosto z mostu: mozesz poczekać, bo nie zrozumiałam, możesz powtórzyć, a jak nie rozumiałam dalej to tłumaczyli inaczej i było ok ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty